Miłoszs „Campo di Fiori“

czesław miłosz (*30.6.1911). kaum jemand vermochte sein leiden am 20. jahrhundert derart eindrücklich in literatur umsetzen. (2017 strich die polnische „pis“-regierung gedichte des literaturnobelpreisträgers vom lehrplan der oberstufen, vielleicht hat sie sich in ihnen und seiner berühmt gewordenen totalitarismusanalyse „verführtes denken“ wiedererkannt). 

Campo di Fiori
In Rom auf dem Campo di Fiori 
Körbe Oliven, Zitronen,
Wein fließt über das Pflaster
 Zwischen den Blumenresten. 
Rosige Früchte des Meeres 
Schütten die Händler auf Tische,
Bündel von dunklen Trauben 
Fallen auf Pfirsichdaunen. 
Auf diesem selben Marktplatz 
Verbrannte Giordano Bruno,
Das Feuer, geschürt vom Henker, 
Wärmte die Neugier der Gaffer.
Und kaum war die Flamme erloschen, 
Füllten sich gleich die Tavernen, 
Körbe Oliven, Zitronen
Trugen die Händler auf Köpfen.
Ich dachte an Campo di Fiori
In Warschau an einem Abend
Im Frühling vor Karussellen
Bei Klängen lustiger Lieder.
Der Schlager dämpfte die Salven 
Hinter der Mauer des Ghettos 
Und Paare flogen nach oben 
Hinauf in den heiteren Himmel.
Der Wind trieb zuweilen schwarze 
Drachen von brennenden Häusern, 
Die Schaukelnden fingen die Flocken
Im Fluge aus ihren Gondeln.
Der Wind von den brennenden 
Häusern Blies in die Kleider der Mädchen,
Die fröhliche Menge lachte
Am schönen Warschauer Sonntag.
Vielleicht wird jemand hier folgern, 
Das Volk von Rom oder Warschau 
Handele, lache und liebe
Vorbei an den Scheiterhaufen;
Ein andrer vielleicht die Kunde
Von der Vergänglichkeit dessen Empfangen, 
was schon vergessen, 
Bevor die Flamme verglüht war.
Ich aber dachte damals
An das Alleinsein der Opfer. 
Daran, dass, als Giordano
Den Scheiterhaufen bestiegen, 
Er keine einzige Silbe, 
Menschliche Silbe gefunden, 
Von jener Menschheit, 
die weiter Lebte, 
Abschied zu nehmen.
Schon liefen sie, 
Wein zu trinken, Seesterne zu verkaufen,
Körbe Oliven, Zitronen
Mit lustigem Lärmen zu tragen. 
Und schon war er ihnen so fern, 
Als wären Jahrzehnte vergangen, 
Als hätten sie niemals gewartet 
Auf seinen Abflug im Feuer.
Auch diese Opfer sind einsam,
Sie sind von der „Welt vergessen,
Und fremd ist uns ihre Sprache,
Als kam sie vom andern Planeten.
Bis alles dann zur Legende
Erkaltet und später nach Jahren
Auf neuem Campo di Fiori
Ein Dichterwort aufruft zum Aufruhr.
(1943)

Campo di Fiori

W Rzymie na Campo di Fiori
Kosze oliwek i cytryn,
Bruk opryskany winem
I odłamkami kwiatów.
Różowe owoce morza
Sypią na stoły przekupnie,
Naręcza ciemnych winogron
Padają na puch brzoskwini.
Tu na tym właśnie placu
Spalono Giordana Bruna,
Kat płomień stosu zażegnął
W kole ciekawej gawiedzi.
A ledwo płomień przygasnął,
Znów pełne były tawerny,
Kosze oliwek i cytryn
Nieśli przekupnie na głowach.
Wspomniałem Campo di Fiori
W Warszawie przy karuzeli,
W pogodny wieczór wiosenny,
Przy dźwiękach skocznej muzyki.
Salwy za murem getta
Głuszyła skoczna melodia
I wzlatywały pary
Wysoko w pogodne niebo.
Czasem wiatr z domów płonących
Przynosił czarne latawce,
Łapali skrawki w powietrzu
Jadący na karuzeli.
Rozwiewał suknie dziewczynom
Ten wiatr od domów płonących,
Śmiały się tłumy wesołe
W czas pięknej warszawskiej niedzieli.
Morał ktoś może wyczyta,
Że lud warszawski czy rzymski
Handluje, bawi się, kocha
Mijając męczeńskie stosy.
Inny ktoś morał wyczyta
O rzeczy ludzkich mijaniu,
O zapomnieniu, co rośnie,
Nim jeszcze płomień przygasnął.
Ja jednak wtedy myślałem
O samotności ginących.
O tym, że kiedy Giordano
Wstępował na rusztowanie,
Nie znalazł w ludzkim języku
Ani jednego wyrazu,
Aby nim ludzkość pożegnać,
Tę ludzkość, która zostaje.
Już biegli wychylać wino,
Sprzedawać białe rozgwiazdy,
Kosze oliwek i cytryn
Nieśli w wesołym gwarze.
I był już od nich odległy,
Jakby minęły wieki,
A oni chwilę czekali
Na jego odlot w pożarze.
I ci ginący, samotni,
Już zapomniani od świata,
Język nasz stał się im obcy
Jak język dawnej planety.
Aż wszystko będzie legendą
I wtedy po wielu latach
Na nowym Campo di Fiori
Bunt wznieci słowo poety.

Hinterlasse einen Kommentar